Kathrine

img_0388Powiedziałaś mi kiedyś, zwróciła się do Kathrine Marianna, że wiesz jak musiało mi być ciężko, bo pomimo tego, że tak bardzo kochałam herbaciarnię, musiałam odejść. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo miałaś rację. Coś mnie uwierało z przeszłości, nie mogłam rozgryźć, ale w zeszłym tygodniu przechodząc obok herbaciarni, uświadomiłam sobie znaczenie tego co powiedziałaś. A fakt, że to mnie tak bardzo bolało, że nie potrafiłam się do tego przyznać, że wymyślałam kolejne historie, żeby przykryć prawdziwe odczucia zabolał jeszcze bardziej. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo siebie samych oszukujemy w tym życiu, powiedziała filozoficznie Marianna. Siedziały w ulubionej restauracji Kathrine, świętując jej ostatni dzień w Kew – dzielnicy, gdzie Kathrine spędziła gorzko-słodkie chwile przez ostatnie dwadzieścia lat, a teraz sprzedawszy dom, przeprowadzała się na wieś. Ja także coś o tym wiem kochana moja. Moje dwa nieudane związki świadczą o tym najlepiej jaką ja byłam mistrzynią w tym samooszukiwaniu, powiedziała smutno Kathrine.
Poznały się oczywiście w herbaciarni. Kathrine przychodziła żeby pisać. Niezwykła postać. Siadała przy stoliku, przy oknie i wystukiwała na swoim komputerze przepiękne i ujmujące, prawdziwe, z życia wzięte nowele. Pomimo tego, nikt nie chciał ich wydać. Nie miała szczęścia ani do agentów, ani do wydawnictw. Powiedziałaś mi kiedyś Marie-Ann, że ktoś, a konkretnie – kobieta z siwą głową stoi mi na przeszkodzie i że jak napiszę jedenastą powieść to osiągnę olbrzymi sukces. Pamiętam Katie i było jeszcze coś, dodała Marianna, kiedy kelner postawił przed nimi talerzyk z oliwkami, że zanim to się stanie będziesz musiała się jeszcze wypłakać. Właśnie o tym wypłakaniu chcę ci powiedzieć – czuję, że skończył się u mnie okres żałoby. Zamknęłam się w sobie na tyle miesięcy, ale to już koniec. Zanim ciebie poznałam odwiedziłam wiele wróżek i innych tam takich czarodziejów. Chodziłam często, szukając oparcia i wsparcia, ale tych kilka słów, które od ciebie usłyszałam, kiedy dwa lata temu poszłyśmy na spacer, dały mi ogromną otuchę i w ostatnich latach były ogromnym dla mnie wsparciem. A do tego jak za dotknięciem różdżki przestałam latać do tych karcianych szarlatanów. Marianna uśmiechnęła się, bo znalazłaś siłę w sobie moja droga i dodała, pamiętam nawet miejsce, gdzie ci to powiedziałam i tą niesamowitą falę ciepła, jaka towarzyszyła mi w czasie naszego spaceru – brzegiem Tamizy z Henley.

Swoje powieści Kathrina pisała o nastolatkach dla ich rodziców. To był swojego rodzaju jej przekaz jak ich zrozumieć, żeby lepiej pomóc im funkcjonować w tym świecie. Sama miała trudne emocjonalnie dzieciństwo, żyjąc w rozdarciu, między dwoma krajami. Punktem kulminacyjnym był rozwód rodziców, a potem pół roku we Włoszech, pół w Anglii. Ciągłe przenoszenie się wybijało ją z rytmu, nie mogła osiągnąć stałości. Za wszelką cenę chciała gdzieś osiąść i kiedy pojawił się w jej życiu James, niewiele się zastanawiała. Wiedziała, że nie wychodzi za niego z miłości, ale dlatego, że był jej furtką do stałości. Nie wiedziała tylko jak bardzo się myliła. To co zgotował jej po ślubie nie miało nic wspólnego z budowaniem wspólnego gniazda. James pił i to w dużych ilościach i wszystko co mu wpadło w ręce, a było procentowe. Maskował się doskonale przed ślubem, zresztą długo nie musiał, bo pobrali się zaledwie po dwóch miesiącach znajomości.

Rozwód, dał jej jedną rzecz, a mianowicie korzyści materialne. Nie żeby mogły one pokryć emocjonalne szarpanie się, ale dały jej ogromną finansową stabilność. Mogła spokojnie zająć się wychowaniem chłopców. Jamesowi trudno było zaakceptować Kathrine jako kobietę, ale dzieci były dla niego ważne. Jego filozofia na temat kobiety w jego życiu sprowadzała się do podejścia: urodziłaś mi dzieci i więcej ciebie nie potrzebuję. Alkohol mu wystarczył. W czasie rozwodu chciał dzieci zatrzymać przy sobie. Niezmiernie bogaty z wszelkimi koneksjami, ona biedna bez grosza, bez pracy nie miała szans. Nie stać ją wtedy było nawet na profesjonalną pomoc. Ale starała się nie poddawać. Pisała kolejne pozwy, odpisywała adwokatowi James’a i w nadziei stawiała się na rozprawy. Jednak wszystko wskazywało, że James dostanie dzieci. Zatrudnił oczywiście najlepszych ludzi, którzy bezdusznie udowadniali niezrównoważenie emocjonalne Kathrine; nerwice i depresje, które potwierdzali rzekomi świadkowie, oczywiście znajomi Jamesa. Ale traf chciał, że James nie wytrzymał napięcia i na końcową rozprawę dosłownie wtoczył się na salę. A do tego sędzia, który prowadził sprawę rozchorował się i zastępowała go inna osoba – sędzina, słynąca z tego, że przywiązywała ogromną wagę do każdej, nawet najmniejszej nieścisłości, którą to szczegółowo analizowała. I wystarczyło jej zadać jedno pytanie: Panie James jest godzina 10 rano czy Pan ma problem z alkoholem? Proste i rzeczowe pytanie podziałało na Jamesa jak płachta na byka. Nawet jego adwokat nie był w stanie go uspokoić. Sędzina pozwoliła mu się wykrzyczeć, ale kiedy doszedł do zdania, że wszystkie kobiety to szmaty został w asyście policyjnej wyprowadzony. Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. Sędzina odroczyła spotkanie, mówiąc, że sama musi dokładniej zapoznać się z aktami sprawy i poprosiła obie strony na stawienie się popołudniu w jej biurze z zaznaczeniem, że jeśli James nie będzie w stanie to wystarczy jej jego adwokat. Na nic się zdały protesty adwokatów James’a. Kathrine nie wierzyła w to co usłyszała. Sędzina zasądziła wysokie alimenty na dzieci i odpowiednie fundusze na kupno domu w wybranym przez nią miejscu. Nie wierzyła, ale była szczęśliwa. Do tego słowa sędziny po rozprawie podniosły ją na duchu: proszę się nie bać i zająć się teraz sobą, żeby chłopcy mieli zdrową matkę i jeszcze jedno wybierz dom w drogiej dzielnicy. Koszty i tak mąż będzie ponosił. Nie było szans żeby się wywinął z czegokolwiek. Zresztą sam deklarował duży majątek przy rozprawie. Miała to być jego karta przetargowa, aby dostać chłopców, a stało się to jego przekleństwem.

Marianna spojrzała na Kathrine. Piękna kobieta, dojrzała mądrością wewnętrzną. Miała w sobie dużo ciepła. Przeszła wiele, ale to ją wzmocniło i dało odwagę. Wyzwoliło w niej jej wewnętrzną moc i siłę. Dostała dar od losu i wiedziała jak go wykorzystać. Chłopcy dostali się na prestiżowe uniwersytety, była z nich bardzo dumna i czuła się spełniona jako matka. A teraz pisała… jedenastą powieść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *