Wewnętrzny spokój

IMG_1214Piękne lutowe słońce oświecało ławkę w ogrodach w Kew, która zachęcała, aby na niej przysiąść. Marianna wdrapała się na niewielkie wzniesienie gdzie stała i z rozkoszą usiadła. Rozchodził się stąd przepiękny widok na rzekę i część ogrodu. Podchodząc do ławki przeczytała tabliczkę przybitą do jej oparcia: „Witam cię z otwartymi ramionami”. Proszę, uśmiechnęła się, niekiedy czekamy na przywitanie od ludzi, a tu proszę kawałek drewna mnie wita i do tego jeszcze tak miło. A miałam wrażenie, że ciepło bije od tego siedziska, jak je wypatrzyłam z ogrodowej ścieżki, mówiła sama do siebie.
Samoloty, dzisiaj już nie spowite mgłą, majestatycznie wznosiły się nad Marianną. Ciągnęły się co kilkanaście sekund, jeden za drugim na niedalekie lotnisko Heathrow. Przypomniała sobie Donatellę, która ich nie cierpiała, kiedy jej magiczną ciszę zakłócały, gdy delektowała się leżeniem na kocyku.
Był cudowny poranek. Marianna siedziała i napawała się każdą sekundą chwili. Niesamowite, jak teraz była w stanie rozłożyć czas na czynniki pierwsze. Miała często wrażenie, że odczuwa nawet milisekundy. Każde mgnienie tchnienia życia. Jak dobrze, że ten wariacki czas już poza nią. Za nią. Rozliczony i odłożony.
Myślała o osobach w jej życiu. A to o Basi, która się rozchorowała, a to o Dobrochnie, którą spotkała niespodziewanie nad rzeką, to o Mirelli i wreszcie o Margostar. Nie były to natarczywe myśli. Po prostu płynęły. Tym razem spokojnie, jak chmurki na niebieskim niebie. Jedna się kończyła, to druga spokojnie podpływała, tak aby dać jej chwilę przerwy, aby i pustka także miała prawo zaistnieć. Spokój tak długo oczekiwany, wyproszony, wymodlony nastał. Wlał się w jej życie, tak dostojnie. To był proces. Trwał i warto go było przetrwać pomyślała.
Wczoraj zabrała kuzynostwo do restauracji Diany. Ale sprawiła im radość. I sobie także. Pogadali na spokojnie. Jola była zachwycona. Kuzynek jak kuzynek. I nawet się nie spostrzegli jak wybiła 22.00. Kaczka była wyborna. Z warzywami pycha. Po prostu uczta. Do tego banany w cieście i herbatka chińska.
Spokój, już nie nerwowe szamotanie się. Jeszcze czasami coś dźgało, ale spokój już tak panował, że były to, nic nie znaczące draśnięcia przypominające, że już tak łatwo nie można naruszyć wewnętrznej harmonii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *